Za robienie swoich kremów zabieram się już od dłuższego czasu, a teraz jako że mam trochę więcej wolnego to postanowiłam się pobawić wykorzystując biobazę, którą dostałam od Kasi >>KLIK<<. Moja receptura jest bardzo prosta, bo bazuję na dwóch olejach, które od dawna używam codziennie wieczorem, a do tego ekstrakt z granatu, który też już przetestowałam i wiem, ze mnie nie uczuli.
Jest moim zdecydowanym faworytem. Świetnie działa na moją skórę z niedoskonałościami i absolutnie jej nie zapycha. Mam do niego duży sentyment, bo jest pierwszym olejem, którego zaczęłam używać na twarz kiedy dopiero zaczęłam interesować się naturalną pielęgnacją. Olej ten jest bogaty w witaminę E,
która działa antyoksydacyjnie. Nawilża i pielęgnuje skórę. Jest polecany do pielęgnacji delikatnej skóry wokół oczu.
Olej tamanu
Na temat tego cudownego oleju napisałam w osobnym poście >>KLIK<<. To jest mój ulubieniec w codziennej pielęgnacji skóry z wypryskami i podrażnieniami. Nałożony wieczorem na twarz działa jak cudowny środek łagodzący zaczerwienienia i genialnie goi wszelkie ranki i wypryski. Zachęcam Was do przeczytania więcej o tym oleju w drugim wpisie, bo jest on naprawdę warty uwagi!
Ekstrakt z owocu granatu
Zawiera: kwasy elganowy i ursolowy, polifenole, antocyjany, witaminy - w tym witaminę C, składniki mineralne i taniny. Ma właściwości antyoksydacyjne, walczy ze zmarszczkami, regeneruje skórę i łagodzi podrażnienia. Ekstrakt ten przyczynia się do wzrostu elastyczności skóry poprzez pobudzanie fibroblastów. Nawilża, regeneruje, działa antybakteryjnie i walczy z zaskórnikami i trądzikiem. Z tym ekstraktem robiłam żel >>KLIK<< , który zużyłam calutki i bardzo dobrze sprawdził się na mojej skórze, więc postanowiłam dodać go do kremu.
Robiąc ten krem chciałam, aby zastąpił mi on codzienne wieczorne mieszanie na dłoni oleju z krokoszu i oleju tamanu - muszę się pochwalić, ze swój cel osiągnęłam! :) Krem wyszedł tłusty, ale o taki mi właśnie chodziło. Nawet mi się nie rozwarstwił i za niedługo zabieram się za kręcenie kolejnej porcji. Zanim się za niego zabrałam szukałam przykładowych receptur na których mogłabym się wzorować, ale jako, że ja lubię wszystko robić po swojemu receptura też jest kombinowana po mojemu- sugerowałam się jedynie opisami jakie jest sugerowane stężenie danego półproduktu w kremie. Ja już tak mam, że nawet przepisy kulinarne służą mi raczej do inspiracji niż odtwarzania ich :)
Receptura
Faza A
20% olej z krokoszu
6% biobaza
5% gliceryna
Faza B
50% hydrolat z róży
3% urea
Faza C
10% olej tamanu
5% ekstrakt z owocu granatu
1% optiphen plus
Fazę A rozpuściłam w kąpieli wodnej, fazę B podgrzałam. Mieszając spieniaczm wlałam fazę wodną do olejowej. Po ostudzeniu wciąż mieszając dodałam fazę C (olej tamanu jest nieodporny na ciepło i nie wolno go podgrzewać!) i to wszystko. Łatwo poszło! :)
Pozdrawiam serdecznie!
Bardzo pomysłowo utracony kremik :-)
OdpowiedzUsuńMuszę kiedyś sama coś takiego zrobić :)
OdpowiedzUsuńJa też czasem kręcę kremiki, ale kupuję gotowy zestaw z odmierzonymi składnikami na Biochemii Urody :)
OdpowiedzUsuńBrawo ale super kremik;) wiesz ze ja zauważyła że jak dodaje mocznik do kremu to mocznik go rozcieńcza i wychodzi mniej gesty krem:)
OdpowiedzUsuńno to w kolejnej próbie będzie bez mocznika i zobaczymy ;)
UsuńŚwietna sprawa, ale ja mam takiego lenia, że uznaję tylko gotowce :D
OdpowiedzUsuńNigdy nie pomyślałabym, że mogę sama zrobić krem :)
OdpowiedzUsuńPewnie nigdy czegoś takiego nie zrobie, bo jestem zbytnim leniuszkiem :D
OdpowiedzUsuńKosmetyki robione samemu to fajna sprawa :) Samemu można zdecydować, co chce się w nich mieć.
OdpowiedzUsuńdokładnie! :)
UsuńGratulacje! Pierwsze koty za płoty! ;-)
UsuńPodoba mi sie ten pomysl :)
OdpowiedzUsuńZ olejem krokoszowym jeszcze nie miałam do czynienia.
OdpowiedzUsuńChyba nie dla mnie takie robienie kremów ;)
OdpowiedzUsuńJa raz kręciłam krem :) Też byłam zadowolona z tego, co mi wyszło ;) O oleju z krokoszu nigdy jeszcze nie słyszałam.
OdpowiedzUsuńNigdy sama nie robiłam jeszcze kremu, ale kiedyś muszę spróbować :)
OdpowiedzUsuńJeszcze nigdy nie robiłam kremu, ale wydaje mi się, że to naprawdę świetny pomysł i chyba niedługo pomyślę o tym na poważnie :)
OdpowiedzUsuńJa też lubię samodzielnie przygotowywać produkty, ale kremu jeszcze nie robiłam. :P
OdpowiedzUsuńCiekawy pomysł :)
OdpowiedzUsuńJak dotąd robiłam tylko domowe peelingi , na kremik jeszcze się nie odważyłam. Z chęcią bym taki wypróbowała :)
OdpowiedzUsuńmusze kiedyś wypróbować
OdpowiedzUsuńTak naprawdę takie kremy działają najlepiej. Nie wierzę, że mazidła za 300 zł uczynią cuda na twarzy. Podziwiam Cię za kreatywność:)
OdpowiedzUsuńSuper krem Ci wyszedł:) Aż podziwiam, bo mnie by się nie chciało, mimo, że uwielbiam takie naturalne rzeczy:) Daj znać, jak się sprawuje:)
OdpowiedzUsuńNo i pierwsze koty za płoty :) domowe kremy są fajne :) gratuluje i pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńSuper :) wiadomo co się znajduje w składzie . Ja niestety nie mam tyle zapału do produkcji własnych kosmetyków..
OdpowiedzUsuńTrochę rzadki - ale jak na domowy bez profesjonalnej maszyny do emulowania to świetny !
OdpowiedzUsuń